Smaki i zapachy emigracji - cz XI
Camden Town po raz pierwszy
Zostałam
zatem bez pracy, ale za to niewymownie szczęśliwa, przeszczęśliwa, zachwycona, bo odzyskałam swoje
życie!!!
Co mam na myśli? Ano to, że hotel zabrał mi totalnie czas
na cokolwiek innego poza wstawaniem o 4:30 rano żeby zdążyć na
7:00 – dotarcie zajmowało mi godzinę i 15 minut, powrót tyle
samo, zjeżdżałam więc do domu skatowana późnym wieczorem i
miałam siłę tylko na zjedzenie czegokolwiek usypiając pół metra
nad poduszką. Zero życia towarzyskiego. Robótki, książki, tarot i
szukanie wymarzonej pracy poszły w kąt, bo najzwyczajniej w świecie
nie miałam na to czasu ani siły, a jeden wolny dzień w tygodniu
przeznaczony był na zakupy do lodówki, odsypianie, odpoczynek.
Skończyłam nie tylko z hotelem, skończyłam też z agencją pracy. Skończyłam z niewolnictwem raz na zawsze!
Było na koncie trochę pieniędzy choć niewiele
zarabiałam, z bardzo prostego powodu – nie miałam jak i kiedy
wydać tej nadwyżki która mi zostawała po opłaceniu pokoju,
kupnie papu i biletu tygodniowego.
Po
dwudniowym odsypianiu ciurkiem i regeneracji, a właściwie
reanimacji po półtoramiesięcznej harówie, rozprostowałam swoje przykurczone skrzydła. Odkurzyłam
swoje CV i znów wysłałam do kilku kwiaciarń londyńskich, a do
walizki zapakowałam czapki i szaliki które zdążyłam zrobić
przed pracą w hotelu i pojechałam na Camden, ten kultowy bazar.
Wcześniej zasięgnęłam informacji i dowiedziałam się że market
rusza zawsze o 10:00, trzeba zatem być o 9:00 rano w odpowiednim miejscu,
gdzie przychodzą porządkowi bazaru i sprzedają miejsca na dzień,
jeśli są, bo większość jest wykupiona na stałe lub jakiś okres.
Dość zabawnie się to odbywa. Ponieważ jednodniowych sprzedawców na ogół jest
zawsze więcej niż wolnych stolików, opiekunowie bazaru robią
losowanie. Na kartkach zapisują imiona wszystkich chętnych, zwijają
w ruloniki i dają przypadkowym osobom wylosować tyle imion ile
miejsc mogą sprzedać tego dnia.
Miałam farta, wykupiłam stolik
pod chmurką, pod dachem jest drożej ale jeszcze mogłam wybrać,
rozłożyłam swoje wyroby i usiadłam z szydełkiem i wełną
dłubiąc następna czapkę. Pogoda dopisała, klienci zaczynali nadciągać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Porozmawiajmy ...
Włączona weryfikacja obrazkowa bo spam mi się wdarł.