W nowym domu, w obcej rodzinie - cz 21

Na angielskim zadupiu

  

emigracyjne wspomnienia
Dojechaliśmy przed wieczorem do nowiutkiego, niewielkiego - 3 sypialnie, kuchnia, pokój dzienny z wyjściem na ogródeczek, pachnącego jeszcze farbą domu na mini osiedlu (bardzo podobny do tego na zdjęciu), w sporej odległości od mini miasteczka, czyli na zadupiu kompletnym, pod rachitycznym laskiem liściastym.
Zostałam zainstalowana w sporym, a nawet dużym pokoju - po tym maleństwie które właśnie opuściłam - z wersalką tylko. Polka z czarnoskórym mężem (nie pamiętam skąd miał korzenie) szybko zapewnili, że następnego dnia dostanę szafę.

Pracę podjęłam właściwie natychmiast, a polegała na czuwaniu w nocy przy dziecku uśpionym już od 9 wieczorem do 7 rano, z przerwą na karmienie o 3 i śniadaniem o 6. Pieniądze marne, ale dla mnie godziny idealne bo od urodzenia sową jestem zdeklarowaną, a mulacik okazał się cudownie spokojny, śpiąc dokładnie tak jak powiedzieli, bez żadnych ekscesów, trudności w usypianiu, czy budzenia poza czasem karmienia.
W domu była jeszcze parka dzieci wczesnoszkolnych z pierwszego małżeństwa Polki i wielki srebrny pies, jakiejś rzadkiej rasy, o imieniu, a jakże - Silver (srebro), którymi, jak się zastrzegli, w żadnym wypadku nie będę się zajmować.
Polka okazała się znerwicowaną wariatką, a Murzyn kompletnie nieudzielającym się, niewidocznym facetem. Zaraz po powrocie szedł spać, posiłki dostawał do sypialni i właściwie schodził tylko na spacer z psem, po czym znów znikał w betach, aż do wyjścia do pracy na noc, w fabryce słodyczy, gdzie był żony Polki szefem na ich dziale ciastek. Wzięli nocne zmiany lepiej płatne bo muszą spłacać ten dom.
Starsze dzieci były zastraszone, bo mamuśka bez przerwy na nie wrzeszczała takimi wyzwiskami jakich nie słyszałam przez całe swoje długie życie, jednocześnie trzymając w ramionach małego, którego w tym samym czasie nieustannie zapewniała o największej miłości. Był niekoronowanym królem w tym domu. 
Nie mogłam na to spokojnie patrzeć. No nie mogłam. W dupie z pracą jeśli się obrazi. Zagadnęłam ją trzeciego dnia, jak może być taka straszna dla swoich starszych dzieci. Jej reakcja kompletnie mnie zaskoczyła. Ojciec tych trutni zrujnował jej życie, a dzięki mulatkowi, mieszka dzisiaj we własnym domu w Anglii i jeździ własnym samochodem– wykrzyczała. 

Zamurowało mnie. Ale nie dałam za wygraną. Nieustępliwie, dzień po dniu zaczęłam jej sączyć do porąbanego mózgu, że to nie ich wina, że to jej dzieci tak samo jak mały król, że powinna odpracować straty jakie poczyniła w ich psychice bo to tragedia dla nich  … .
Z czasem wrzasków było trochę mniej i zdarzało się, że poświęcała i im trochę czasu.
Ja ze swojej strony wprowadziłam zwyczaj czytania bajek na dobranoc, na co Polka zareagowała przerażeniem, bo myślała, że będzie mi musiała dopłacać, a przecież oni dom spłacają. Nie musiała. Było mi milo im czytać.

Co się zmieniło poza tym w moim angielskim życiu? Wszystko. Byłam odcięta od świata!
Kompletnie nic tam wokół nie było, poza przystankiem autobusów dalekobieżnych. 
Znów uznałam internet za wynalazek wszech-czasów.
Zalety natomiast były takie: nie musiałam martwic się o michę, miałam super wygodne spanie, bo okazało się że wersalka po rozłożeniu czyniła ogromne łoże w wygodnym pokoju z szafą z IKEA faktycznie następnego dnia i wyproszonym stoliczkiem pod laptopa, niewielka pensja wyłącznie do odkładania, bo po prostu nie było gdzie i na co wydawać. I ogromną ilość czasu którego nie miałam od zawsze, czasu dla siebie, czasu na przemyślenia, ułożenie planu działania i rozpoczęcie wdrażania, na początku przez internet.
Czas tylko dla siebie, to wartość nie mająca sobie równych. Znalazłam coś, o czym nie miałam wcześniej pojęcia. Odkryłam zupełnie nową barwę życia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kody numeryczne uzdrawiające

Jak zobaczyć swoją aurę 60 sekund